Wjeżdżamy na stację benzynową. Podchodzimy do dystrybutora, wsuwamy pistolet do wlewu i patrzymy na zegary. Licznik litrów paliwa wskazuje: 1… 2… 3… 4… litry i tak dalej. Niżej obserwujemy licznik wskazujący kwotę: 5… 10… 15… 20 złotych.
Jest napisane hurtowe ceny paliw, niedługo potem pistolet odbija i pojawia się
wyrok: 50 litrów kosztuje nas dobre 200 złotych. Płacąc w kasie
mamy wrażenie, że ktoś nas okrada. Tylko kto?
Pierwszym podejrzanym jest właściciel
stacji. Raczej nie stoi za kontuarem. Zatrudnia personel, którym
płaci oczywiście najniższą krajową lub niewiele więcej. Praca
jest ciężka. Trzeba zachować czujność. Łatwo pomylić się,
kiedy do kilkuset złotowych rachunków za benzynę trzeba doliczyć
hot-doga, kawę, chipsy, gazetę i zapas batonów. Tymczasem klienci
poganiają. Ktoś z tyłu napiera, żeby czym prędzej wyjść ze
stacji z czteropakiem i zatankować już w domu.
Okazuje się, że bez dochodów z
hot-dogów, napojów i innych frykasów zyski na wielu stacjach
byłyby niższe niż zyski ze zwyczajnej lokaty bankowej. W wielu
artykułach można przeczytać, że zysk z każdego litra paliwa wynosi od kilku do maksymalnie 20 groszy. Inni jednak zaprzeczają
temu. Twierdzą, że właściciele zrzeszeni w sieciach stacji paliw
są w stanie kupować nawet 50 groszy poniżej oficjalnych cen
hurtowych, a więc ich zysk wynosi nawet 70 groszy na litrze. Z
pewnością takie zyski osiągają właściciele kupujący odbarwiony
olej opałowy, ale chcę tu zostać przy zyskach legalnych.
Bez względu na to, czy zysk wynosi 20
czy 70 groszy, to i tak nie zmienia faktu, że jeśli ktoś na stacji
nas „okrada”, to największym zbrodniarzem nie jest właściciel.
Ponad połowa ceny paliwa to podatki. O połowę mniej, czyli około
złotówki, zarabia rafineria. Gdyby więc zlikwidować
opodatkowanie, benzyna mogłaby kosztować około 2 złotych.
Jak widzimy, stacja benzynowa to wcale
nie jest taki złotych interes. Z setek złotych zostawianych na
stacji tylko pojedyncze złotówki lądują w kasie właściciela, a
ten musi jeszcze opłacić z tego pracowników, rachunki,
zamortyzować sprzęt itd. Lepszym interesem jest oczywiście hurtowa sprzedaż paliw, ale do tego potrzebna jest też większa
inwestycja. Jednak najlepszy interes robi państwo. Nic nie robiąc,
zarabia najwięcej. Olej opałowy brudzi. Hurtowa sprzedaż paliw to trudny, nawet niebezpieczny interes. Najlepiej byłoby
założyć po prostu własne państwo.
Brak komentarzy: